Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

skoro znaleźliśmy się znów po za drzwiami pałacu Vertobanne. — Jakie wrażenie zrobiła na panu panna Duvernay? Trochę chłodna, nieprawda, ale śliczna...
— Śliczna — odparłem z jaknajbardziej udaną obojętnością. Biedny chłopak, ani się domyślał, że z powodu tego „trochę chłodna” i tej „panny”, które dowodziły, że odczuł istotnie lodowatość obejścia Eweliny, przebaczałem mu wszystko, co nagadał po południu.
Jakkolwiek spotkanie, które sprawiło, że skrzyżowały się drogi nasze nie powinno mieć jutra — bo czuję, że nie będę mógł pozostać w Hyères, to podobieństwo przyprawiłoby mnie w końcu o ból zbyt wielki — niemniej ciężko byłoby mi znieść myśl, że z tem obliczem jest dla mnie wrogo usposobiona... A jednak to tylko ptak-szyderca!...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
3.
Hyères, 2 lutego 1893.

...To co się mnie zdarza jest tak niesłychanie nadzwyczajnem, niespodzianką do tego stopnia nieoczekiwaną, że, chcąc w to uwierzyć, muszę zebrać wszystkie siły umysłowe i przekonywać się dowodnie, że meble pokoju hotelowego, w którym rozegrała się scena pamiętna, stoją rzeczywiście, że nie śniłem, słuchając tego, co mówił Montchal, siedzący na tym fotelu, do mnie, siedzącego na tamtym. Ale tak, wyrazy owe zostały wypowiedziane, na ten miejscu, po-