Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ności Klaudyusza. Teraz już nie umiałby wysłuchać spokojnie paradoksalnych a ubliżających kobietom teoryi, jakie zazdrosny kochanek Coletty wygłaszał w powozie, jadąc na bal do hrabiny. A i wtedy przecież protestował w duszy przeciw potwarzom przyjaciela, — widocznie wiedziony przeczuciem, że wśród tych pań wielkiego świata, pozna kobietę, która urzeczywistni jego marzenia o ideale!... I długo jeszcze słuchał opowiadania pani Moraines o ciężkich zawodach i boleściach od których i ludzie do sfer najwyższych należący, wolnymi niesą, o niezłomnej cnocie, ukrywającej się nie raz pod pozorami lekkomyślności, o wielkich dziełach miłosierdzia, dokonanych przez tę lub ową z jej przyjaciółek... W glosie jej dźwięczała łagodna, serdeczna nuta oraz głęboka miłość prawdy i piękna. Po chwili, gdy wszyscy wstawali już do stołu, pani Moraines, spłonąwszy rumieńcem, jak młoda dziewica, zawstydzona otwartem wyznaniem swych uczuć, dodała nieśmiało:
— Gawędziliśmy, jak dwoje przyjaciół, nie jak ludzie obcy, spotykający się po raz pierwszy w życiu. A przecież wiedząc ile zaprosin otrzymałeś pan już dzisiaj, nie śmiem zapraszać pana do siebie... Gdyby jednak zdarzyło się panu przechodzić kiedykolwiek w przedobiednich godzinach koło