Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ale cóż pan porabiasz wieczorami?
— Pracowałem bardzo dużo w ostatnich czasach, mieszkałem u siostry i nie znam nikogo prawie.
— Któż pana wprowadził do hrabiny? — niezmordowanie pytała pani Moraines.
— Jeden z moich przyjaciół, Klaudyusz Larcher, którego pani nie zna zapewne?
— Bardzo miły człowiek, ma jednak wielką wadę, nieubłaganą surowość w sądzie o kobietach. Radzę panu nie wierzyć ślepo w jego zdanie — dodała znowu z nieśmiałym uśmiechem — mógłby źle wpłynąć na pana... Żal mi go serdecznie, nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności kochał się zawsze w kobietach zalotnych i nieuczciwych i dlatego sądzi, że my wszystkie jesteśmy do nich podobne.
Mówiła te słowa z wyrazem smutku w oczach. Tysiące uczuć malowało się teraz na jej twarzy, współczucie dla Klaudyusza, obrażona miłość własna istoty, którą niegdyś szydercze uwagi niechętnego kobietom pisarza osobiście dotknąć musiały, tajemna obawa, aby Ireneusz, ulegając wpływowi przyjaciela, nie nauczył się również szydzić z najgorętszych serca porywów...
Przez chwilę milczeli oboje a młody poeta bezwiednie cieszył się w duchu z nieobec-