Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chętnie, ilekroć aktorka występuje w salonie:
— Zdumiewająco piękna!...
— Czy pani sądzi że ma na sobie teatralną tualetę?...
— Na honor, schudła przerażająco!...
— Jakiż głos sympatyczny!... Nie, zbyt wyraźnie naśladuje Sarę Bernhardt!...
— Przepadam za tą sztuką, a pani?...
— Nie cierpię wierszy, usypiają mnie zaraz....
Takie i tym podobne spostrzenia dochodziły wciąż do uszów młodego poety, dopóki stłumionemi nie zostały przez kilkakrotnie z niecierpliwością powtórzone „sza!“ wychodzące z grupy stojących nieopodal od Ireneusza panów, między któremi wyróżniał się jeden mężczyzna łysy, z ogromnym nosem i sino-fioletową cerą twarzy. Hrabina podziękowała mu uprzejmym ruchem ręki i zwracając się do swego sąsiada.
— To pan Salvaney — rzekła — jeden z największych wielbicieli panny Rigaud.
I znów zapanowała w salonie cisza, przerywana zaledwie szmerem oddechów ludzkich, szelestem sukien i wachlarzy. Ireneusz z rozkosznem upojeniem wsłuchiwał się w czarującą melodyę stworzonych przez siebie wierszy, bo widząc ogólne natężenie uwagi, słysząc oklaski, jakie niebawem pod-