Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

prawością, chroni nas od utraty szacunku dla samych siebie... Ale po chwili wahania, Ireneusz, ulegając słabości, na którą składało się samolubstwo i litość dla nieszczęśliwej dziewczyny, nakazywał milczenie głosowi obowiązku. Wtedy znów brał pióro do ręki, pocieszając się słowami, które od chwili poznania Zuzanny, coraz częściej powtarzał:
— Zostawmy to czasowi.
I usiłując pracować dalej. Nagle przerywał pisanie, nie mogąc zapomnieć o cierpieniu Rozalii. Myślał o łzach, jakie biedna dziewczyna wylewała podczas bezsennych nocy. Znał wszystkie przyzwyczajenia tej naiwnej istoty, króra mu serce swe oddała, pamiętał, że opowiadała mu nieraz, jak w nocy tylko może dać folgę cierpieniu, przepełniającemu jej serce... Wtedy z rozpaczliwym ruchem ukrywał twarz w dłoni ach pytając samego:
— Czy to moja wina?...
Starał się zapomnieć o tych smutnych, dręczących myślach.
Mocą nieubłaganego prawa, rządzącego duchowem jestestwem człowieka, napotykane przeciwności potęgują siłę uczucia, to też przeświadczenie o niegodziwości postępowania z Rozalią, podnieciło wzruszenie Ire-