Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nów — kobieta ta mogła uledz wrażeniu, jakie wywarło spojrzenie ubogiego poety, spotkanego wczoraj dopiero a — być może — zapomnianego już dzisiaj? Raz jeszcze powtórzyła:
— Niema o czem myśleć!
A jednak wciąż o tem myślała... Jak wytłomaczyć ów fakt niepojęty, że Zuzanna mimowoli przedstawiała sobie rozkosz, jaką by czuła, gdyby on ją pokochał?
Stała przed lustrem, zapinając bogaty perłowy naszyjnik, podczas, gdy panna służąca, układała fałdy białej, atłasowej sukni... Gdyby ktokolwiek przypomniał jej to przestarzałe już dzisiaj zdanie, że „miłość uderzyła w nią jak grom“, bezwątpienia z niewymowną pogardą wzruszyłaby ramionami; — a jednak jakiemże innem mianem określić głębokie wzruszenie, jakiego doznała ujrzawszy młodego poetę w salonach hrabiny Komof?.. dlaczegóż wzruszenie to stawało się z każdą chwilą silniejszem?... Dlatego jedynie, że pożycie z mężem — człowiekiem niezrównanego serca — i z baronem — poczciwym przyjacielem — nudziło ją śmiertelnie.
Życie światowe, stanowiące dotychczas jedyny cel jej zabiegów, wydawało jej się już czczeni i bezmyślnem. Mawiała o sobie że jest zanadto szczęśliwą, niekiedy pół-żartem dodawała: