Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

To znowu młodem sianem opasawszy włosy,
Zdawało się, że świeże przewracał pokosy;
To gdy trzaskając z bicza, szedł z pola wesoły,
Rzekłbyś, iż ledwie wyprzągł unużone woły;
Z nożem był jak sadownik, co obcina wino,
Jak zbierający jabłka, kiedy szedł z drabiną,
Z bronią był z niego żołnierz, z wędką rybak prawy:
Tak sobie wstęp różnemi ułatwiał postawy,
By się pieścić widokiem dla ócz pożądanym.
Raz, oparty na kiju, w czepcu malowanym,
Włosy siwe na skroniach pokazawszy z przodu,
Jak podeszła kobieta, wszedł do jej ogrodu
I rzekł, dziwiąc się jabłkom: »Dziecino, kochanie!
Cudniejszaś jeszcze, widzę, nad me spodziewanie«.
I tak dalej starucha w tymże duchu gwarzy,
Uściskiem, jak na babę, zbyt gorącym darzy.
Potem usiadł pod drzewem, patrzy na konary,
Mogące ledwie unieść jesienne ciężary.
Stał tam wiąz, z latoroślą winną ożeniony.
Pochwaliwszy go razem z wiszącemi grony,
Tak rzekł: »Gdyby samotnie żył ten wiąz wspaniały,
Nie miałby nic prócz liścia godnego pochwały
I ta na nim latorośl z jagody winnemi
Bez wsparcia musiałaby czołgać się po ziemi.
Lecz ciebie wzór tak piękny nie wzrusza, Pomono,
I Hymena ogniwem nie chcesz być złączoną?
Obyś chciała! Bo więcej władne wdzięki twoje,
Niż tej, która Lapitów rozpaliła boje[1],

  1. Na weselu Pirytousa i Hippodamji zawrzała gwałtowna bitwa między Lapitami a centaurami, z których jeden, Eurytjon, usiłował porwać pannę młodą.