Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dyomed sam Uliksa przyzywał imieniem,
On sam przyjacielowi wymawiał trwożliwość.
Lecz z nieba na świat patrzy bogów sprawiedliwość:
Żąda wsparcia[1], choć nie dał. Jak zdradził w potrzebie,
Zdradzić go należało, bo dał przykład z siebie.
Woła mnie: biegnę, widzę, jak z sercem strwożonem
Pobladły i struchlały, drżał przed bliskim zgonem.
Leżącego ogromem puklerza zastawiam
I — nie warto wspomnienia — nikczemnika zbawiam.
Tam idźmy, śmieszli jeszcze toczyć ze mną sprawę:
Wróć Trojan, wróć twą ranę i zwykłą obawę,
Klęknij i z pod mej tarczy chciej z wrogiem się mierzyć!
Alić co dla ran nie śmiał na wrogów uderzyć,
By uciec z pola bitwy, żadnej nie czuł rany.
Idzie z bogów pomocą Hektor niewstrzymany,
A gdzie stąpi, nie tylko ty drżysz, Uliksesie,
Ale i mężni: taki przestrach z sobą niesie.
Lecz gdy wśród krwawej rzezi na nawy się srożył,
Jam go ogromnym głazem na ziemię położył.
Gdy nas na bój wyzywał, ja najpierwszy staję;
By mnie los wybrał, sami chcieliście, Achaje.
Bóg ziścił wasze modły, znany wynik boju.
Nie zbił mię junak tego, co Hektor, pokroju.
Wtem na flotę Trojanie niosą bój gwałtowny,
Jowisz z nimi: gdzież byłeś, Uliksie wymowny?
Jam nadzieję powrotu okrył piersią moją:
Za tysiąc naw zbawionych nagrodźcie mnie zbroją.

  1. Ulikses, zraniony przez Sokosa i obskoczony przez nieprzyjaciół, wzywał pomocy, którą mu też przynieśli Menelaus i Ajaks (Iljada XI, 434 ustp.).