Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wesół z mistrza powrotu bożek i szczęśliwy,
Królowi wybór daru zostawia szkodliwy.
Bo chciwiec zgubne dla się objawił żądanie:
»Czegokolwiek się dotknę, niech złotem się stanie«.
Przystaje i tę prośbę zaraz Bakchus iści,
Żałując, że tak płochych zapragnął korzyści.
Odszedł król, rad z spełnienia zgubnego zamiaru.
Chce dotknięciem doświadczyć rzetelności daru,
Ledwie wierzy, Bakchusa zdziwiony szczodrotą:
Ułamał gałęź z dębu, w ręku trzyma złoto.
Podnosi kamień z ziemi: aż tu złota bryła;
Dotknął skiby: i skiba w złoto się zmieniła;
Uszczknął kłosy: już złote żniwo go zdumiewa;
Zerwał jabłko: myślałbyś, że z Hesperyd drzewa.
Gdy mu tak wielkie cuda odurzają zmysły,
Dotknął podwoi dłonią: i te złotem błysły.
Gdy swe ręce umywa u czystego stoku,
Aż płyn złoty, Danay pożądany oku.
Ledwie już myślą zdoła ogarnąć nadzieje:
Czego się dotknie, wszystko od złota jaśnieje.
Radość króla Midasa z każdą chwilą wzrasta.
Każe stawiać na stoły i wina i ciasta;
Lecz gdy dotknie prawicą owoców Cerery,
Czy też darów Bakchusa, już z nich kruszec szczery.
To znów do ust potrawy chciwa przytknie ręka:
Każda w zębach potrawa, jakby blacha, szczęka.
W puhar wody przejrzystej wleje soki winne:
Ledwie dotknie puharu, już z nich złoto płynne.
Wpada w rozpacz i, bogacz, ubogim się widzi,
I tym, którego pragnął, dostatkiem się brzydzi.
Skarb głodu nie nasyca, płonie od pragnienia,