Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nad rok młodszego synka trzymała na łonie,
Co chciwie pokarm matki przez usteczka chłonie.
Przy samej wodzie, pyszny tyryjskim szkarłatem,
Lotos w jagód nadziei wonnym błyszczał kwiatem.
Ten dla syna zabawy zerwała Dryope.
I ja w tym samym celu śmiałą zbliżam stopę;
Już sięgam, a wtem krople krwi ściekają z drzewa
I gałązka się chwieje, choć wiatr nie powiewa.
Bo jak z ludu podania nam znanego słynie,
Miała się nimfa Lotys zamknąć w tej roślinie,
Przelękła zuchwałemi Pryapa zaloty;
Lecz zatrzymała imię po zmianie istoty.
Tajnem to siostrze było. Wzrok dziwem rażony
Mając, chce odejść, nimfom oddawszy pokłony.
Wtem noga więźnie w ziemi, iść próżno się sili,
Już tylko wyższem ciałem w owej włada chwili;
Zwolna korą od dołu aż na łono rośnie.
To widząc, gdy chce z głowy rwać włosy żałośnie,
Z głowy, w wierzch drzewa przeszłej, liście tylko chwyta.
Syn jej Amfis, tak zwany przez dziada Euryta,
Uczuł, jak piersi matki twardną i po darmu
Usiłuje z nich dobyć kropelkę pokarmu.
Byłam świadkiem, bolałam nad karą zbyt ostrą
I nie mogłam ci pomóc, nieszczęśliwa siostro!
Pnia i lubych gałęzi nie przestając ściskać,
Chciałam albo z nią umrzeć albo ją odzyskać.
Mąż i ojciec przybiegli trwożliwemi stopy,
Pytają; ja wskazuję na drzewo Dryopy.
Całują ciepłą korę, objąwszy pień drzewa,
Każdy z nich go przytula i łzami oblewa.
Już cała drzewem była, twarz tylko została