Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Aura była mi lubą po pracy nagrodą.
»Pociesz, Auro — śpiewałem piosnkę ulubioną —
Przybądź, droga, ochłodzić rozpalone łono!«
A może — bo mię zgubne wiodło przeznaczenie —
I słodsze jeszcze słowa mówiłem pieszczenie.
»Tyś to moją rozkoszą; tyś i życiem mojem,
Ty mię rzezwisz, pokrzepiasz, tyś mych uciech zdrojem;
Dla ciebie kocham tylko samotność i lasy,
Dla twego tchnienia lubię poranku niewczasy«.
Musiał słowa dwuznaczne ktoś podsłuchać blisko,
A słysząc często Aury głoszone nazwisko,
Tę Aurę wziął za nimfę i zbrodnię zmyśloną,
Nierozsądny, przed moją rozpowiedział żoną.
Miłość jest łatwowierna. Na te słowa zbladła
Tkliwa Prokrys, omdlała i na ziemię padła.
Odzyskawszy przytomność, zwie się nieszczęśliwą,
A tak mocno niewiarą dotknięta fałszywą,
Lęka się, czego niema, nazwiska bez ciała
I już jak nad istotną rywalką bolała.
Czasem jednakże wątpi, pragnie być zwiedziona,
Nie dosyć ufa skargom i nim się przekona,
Nie śmie jeszcze swojego potępiać Cefala.
Zaledwie uśmiech Zorzy ciemności oddala,
Idę, las zszedłszy, padam znużony na darni,
»O Auro, ty się mojej ulituj męczarni!«
Rzekłem; wtem jakieś słyszę w gęstwinie szemranie.
Nie zważam. »Przybądź — wołam — ty moje kochanie!«
Gdy się szelest przybliżał, myśląc, że pozyskam
Zdobycz jaką, w tę stronę lotny oszczep ciskam.
Była to Prokrys. Piersi włócznia jej przenikła.
»Biada mi nieszczęśliwej!« przeraźliwie krzykła.