Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/093

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została przepisana.

    Rodzice — któżby wątpił? — przystają z rozkoszą
    I jeszcze mu w posagu własny tron przynoszą.
    Jak okręt, rozpędzony sprzeczne porze wody,
    Gdy na nim w pocie czoła lud pracuje młody,
    Tak morski potwór, piersią rozpychając wały,
    Płynął i tak był bliski nieszczęśliwej skały,
    Jak może dosiąc z procy ołowiane brzemię;
    Gdy wtem nagle bohater, stopą pchnąwszy ziemię,
    Z zapędem wzbił się w chmury. Na morzu cień męża
    Widząc, potwór w to miejsce swe siły wytęża.
    Jak gdy lśniącego smoka ptak Jowisza zoczy,
    Kiedy na ciepło słońca swe łuski roztoczy,
    Nie chcąc, aby mu żądłem szkodził, odwrócony,
    Znienacka w kark łuszczysty ostre wbija szpony:
    Tak czcze powietrze w śpiesznym przerzynając locie,
    Persej na potwór wpada i w rączym obrocie
    Aż po samą rękojeść ostrze miecza wpaja.
    Jak odyniec, gdy zewsząd psów szarpie go zgraja,
    Tak się rozjusza potwór, żelazem dotknięty,
    To rzuca się, to w morskie zapada odmęty.
    Persej przed chciwą paszczą na skrzydłach ucieka;
    Gdzie tylko miejsce wolne postrzeże zdaleka,
    To w bok, to w rybi ogon, to w skrzelistą szyję,
    To w grzbiet, łuską pokryty, krzywym mieczem bije;
    Potwór z paszczy krew z wodą wyrzuca wysoko.
    Nagie skrzydła Perseja ściężały posoką;
    Nie śmie ufać im dłużej. Dostrzega opoki,
    Widocznej, gdy ucichnie ocean szeroki,
    Zakrytej, kiedy morskie igrają bałwany.
    Staje na niej bohater i miecz, krwią zbryzgany,
    Trzykroć topi w potworze. Natychmiast z nad brzega,