Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/074

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Niosą urnę, pochodnie, wznoszą stos wysoki,
By ostatnią posługą uczcić jego zwłoki;
Ale już ich nie było: w tem miejscu z pod ziemi
Wyrósł kwiat złoty, liśćmi uwieńczon białemi!


XV. Penteusz.

Rozchodzi się wieść cudu przez aońskie miasta,
A z uiszczonej wróżby sława wieszcza wzrasta.
Sam tylko boskich cudów i bogów potwarca,
Urąga się Penteusz z przepowiedni starca,
Wyrzuca mu ślepotę, z straty wzroku szydzi.
Siwą wstrząsając głową wróż, co przyszłość widzi:
»Abyś i ty wzrok stracił, z serca ci to życzę —
Rzeki — nim przyjdą Bakchusa święta tajemnicze.
Już jest bliską ta chwila, mam przeczucia wieszcze
W której zjawi się Bakchus, bóg nieznany jeszcze,
I gdy mu nie dasz ofiar, co bogom przystoją,
W tysiąc sztuk rozszarpany, zbroczysz las krwią twoją;
Własna matka dla ciebie okaże się sroga,
I stanie się, co mówię, bo nie uczcisz boga.
Królu! ślepota moja jest jasnowidząca«.
Na ten głos Pentej wieszcza od siebie odtrąca,
Lecz przepowiednię starca potwierdzają losy.
Wjeżdża Bakchus w tryumfie, brzmią radosne głosy,
Biegną matki, mężowie, wodze, gminu rzesza
I cały lud na święte obchody pośpiesza.
»Cóż to za szał, Tebanie! — rzekł odważny Pentej —
Przodkuje waszej myśli, urokiem przejętej?
Dźwięk piszczałek, brzęk miedzi i gusła kuglarskie
Czyż zdołają pokonać Marsa plemię dziarskie?