Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/052

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ledwie zdoła na barkach strzymać oś gorącą.
Gdy tak ognie świat, niebo i ocean zmącą,
Powróci dawny Chaos. Ujmij słońce w kluby,
Potężny, póki możesz, ocal świat od zguby!«
Nie znosząc dłużej żaru, którym twarz jej spiekła,
Bez tchu tych słów ostatnich zaledwie dorzekła;
Wróciła sama w siebie, ognia niecierpliwa,
I w najbliższych Erebu grotach się ukrywa.
Bogów i dawcę wozu Jowisz czyniąc świadkiem,
Jak świat bez jego wsparcia już grozi upadkiem,
Na sam szczyt swego grodu idzie bez odwłoki,
Skąd rozciąga nad ziemię chmury i obłoki,
Skąd straszne wstrząsa grzmoty, skąd pioruny ciska.
Lecz chmury ze zwykłego znikły stanowiska
I deszczów brakło. Zagrzmiał, potężną prawicą
Piorun cisnął — i strzaskał wóz razem z woźnicą;
Tak stłumił ogień ogniem niepożytej siły.
Przelękły się rumaki i wstecz odskoczyły;
Drą cugle, rwą zaprzęgi i na oślep bieżą.
Tu oś, z dyszla strącona, tam wędzidła leżą,
Dalej piasty w ułamkach i strzaskane koła
I różne szczątki wozu rozsiane dokoła.
Lecz Faeton, któremu ogniem włosy płoną,
Z wysokości, mijając przestrzeń niezmierzoną,
Spada, jak gwiazda w nocy, kiedy miesiąc świeci,
Choć nie spadła, a przecie zdaje się, że leci.
Przyjmuje go daleki od ojczystej ziemi
Erydan i twarz spiekłą gasi wody swemi;
Hesperyjskie Najady ciało w grobie kryją
I na żałobnym głazie taki napis ryją:
»Tu spoczywa Faeton. W niebo wzniósł się śmiało.