Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/051

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Byki morskie na grzbietach pływają bezwładnie.
Sam Nerej, niezwykłemi dotknięty pożary,
Z Dorydą i córkami chroni się w pieczary.
Neptun trzykroć prawicę z gniewliwem spojrzeniem
Wzniósł i trzykroć ją cofnął przed słońca płomieniem.
Nawet ziemia, choć była morzem otoczoną,
Choć zewsząd, jak na wspólnej rodzicielki łono,
Wszystkie się zdroje zbiegły przerażone do niej,
To przecie i tak sucha, czoło kryje w dłoni,
Słania się, trwożnie w niebo podnosi wejrzenie
I drżąc, wszystko na świecie w takież wprawia drżenie,
I z spiekłych ust te słowa ledwie wyrzec może:
»Jeślim w czem przewiniła, o najwyższy boże!
Jeśliś już postanowił zgubić mię pożarem,
Ciśnij piorun, a przyjmę śmierć z twej ręki darem.
Tobą klęskę osłodzę. Racz spojrzeć: tchu nie mam,
Ledwie mówię, już dłużej płomieni nie strzymam.
Z nieba skry i popioły w każdą lecą stronę:
Twarz mam spiekłą, dym w oczach i włosy spalone.
Taż nagroda za moją żyzność i zasługi,
Że znoszę, iż mię co rok ostre krają pługi,
Że w liście i pastwiska opatruję bydła,
Że ludziom zboża rodzę, a bogom kadzidła?
Lecz dajmy, że mię słuszna spotkała zapłata:
Cóż wody winne? Jakaż zbrodnia twego brata?
Czemuż wysycha morze, oddane mu w rządy?
Oddalasz go od nieba i zwężasz mu lądy.
Jeśli na mnie i brata jesteś oburzony,
Miej litość nad twem niebem; patrz, na obie strony
Dym ogarnął bieguny, a gdy one spłoną,
I wy runiecie. Atlas z głową uznojoną