Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/043

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przysięgam: ty mię słuchaj, piekielny potoku[1],
Świadku bogów, mojemu niewidzialny oku[2]«.
Gdy Feb skończył, niebaczny żądasz Faetonie,
Mieć na dzień powierzony wóz Słońca i konie.
Zawczesnego żałował ojciec przyrzeczenia;
Świetną wstrząsając głową, rzekł: »Przez twe życzenia
Przysięga moja, synu, stała się szaloną;
Obym jej był nie czynił, lub miał ją cofnioną!
Byłbym ze wszystkich darów ten zastrzegł jedynie —
Lecz wolno mi odradzać i co mogę, czynię.
Wielkich rzeczy wymagasz i nad siłę twoją:
Takie dary młodzieńczym latom nie przystoją.
Losy masz wspólne z ludźmi, żądze z niebianami;
Czego chcesz, chcieć bogowie nie śmieliby sami.
Prócz mnie żaden by nie siadł na ognistej osi,
Nawet ten, co go ziemia władcą swoim głosi,
Ten, co straszną prawicą jasne gromy miecie;
A któż może być większy nad Jowisza w świecie?
Zrazu przykrą masz drogę i dobrze się trzeba
Znoić świeżym rumakom; szczyt w pośrodku nieba,
Skąd widząc ziemię, morza, sam z przestrachu płonę,
Bije mi drżące serce, trwogą napojone.
Przy końcu idzie w przepaść; w dzielnej trzeba dłoni
Co siła dzierżyć wodze, bo nie strzymasz koni!
I Tetys, w której bywam krainach przyjęty,
Lęka się, czy w rozpędzie nie wpadnę w odmęty,
Dodaj, że niebo bystrem obraca się kołem,
Górne gwiazdy w wir chwyta i toczy je społem.

  1. Por. str, 7, uw.
  2. Słońce, nie zstępując nigdy pod ziemię, nie może przeto widzieć Styksu.