Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/038

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jakżebyś zniosła trwogę, o nad życie miła,
Boleść albo zmartwienie z kimżebyś dzieliła?
Wierz mi, gdybym cię widział w morzu pochłonioną,
I ja w morze za tobą rzuciłbym się, żono!
O, czemuż ojca mego nauką nie słynę
I nie umiem wlać duszy w ulepioną glinę!
Na nas stoi ludzkiego rodu utrzymanie,
W nas chcieli choć wzór ludzi zachować niebianie«.
To rzekł; oboje nowych lękając się ciosów,
Chcą od wyroczni przyszłych dowiedzieć się losów;
Bez zwłoki postępują nad Cefizu brzegiem,
Co płynął w dawnem łożu, lecz powolnym biegiem.
Włosy i szaty świętą pokropiwszy wodą,
Do Temidy świątyni trwożne kroki wiodą;
Dach jej okrył mech brzydki, schody muł błotnisty,
A na ołtarzach ogień wygasł płomienisty.
Przyszedłszy do świątyni, padają na twarze
i tak się modlą, zimne całując ołtarze:
»Jeśli prośba śmiertelnych może zmiękczyć bogi,
Jeżeli dla nich niebo gniew łagodzi srogi,
Rzeknij, jak można klęski potopu naprawić,
Temido, racz nieszczęsnych wysłuchać i zbawić«.
Wzruszone bóstwo taką wydaje wyrocznię:
»Twarz zakryjcie, z świątyni wychodźcie niezwłocznie
I ciskajcie za siebie kości wielkiej matki!«
Trwożą ich niepojęte wyroczni zagadki.
Najpierwsza Pyrra długie przerywa milczenie,
Lękając się bogini spełnić polecenie:
»Nie — rzekła — nigdy taką zbrodnią się nie zmazę
I tak sromotnie cieniów matki nie znieważę«.
Tymczasem, roztrząsając te ciemne wyroki,