Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/029

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Z drzew owoc, z gór poziomki zbierali wieśniacy,
Tarnki i ostrężnice na krzakach ciernistych
I żołędzie upadłe z dębów rozłożystych.
Wiosna była wieczysta. Zefiry łagodne
Rozwijały tchem ciepłym kwiaty samorodne.
Zboża na nieoranej rodziły się ziemi
I łan ugorny kłosy połyskał ciężkiemi.
Hojną płynęły strugą i nektar i mleko
I z dębu zielonego złote miody cieką.
Gdy strąciwszy Saturna w ciemne piekieł kraje,
Jowisz wziął berło świata, wiek srebrny nastaje,
Gorszy, niżeli złoty, od miedzi szczęśliwszy.
Natychmiast starożytnej wiosny czas skróciwszy,
W zimę, w niestałą jesień i w lata upały
I w krótką wiosnę Jowisz rok rozdziela cały.
Wtedy jęło powietrze wrzeć skwarnemi spieki,
Wiatry ścięły w lód wodę i zamarzły rzeki.
Szukano domów: były domami gęstwiny,
Pieczary i szałasy z chróstu i wikliny.
Zaczęto w długie skiby ukrywać nasiona
I jękła para cielców, jarzmem uciśniona.
Wiek trzeci był miedziany, dziki, niespokojny,
A choć wolny od zbrodni, już skory do wojny.
W końcu nastał wiek, twardem przezwany żelazem,
Z nim wszystkie na świat zbrodnie wylały się razem.
Wstyd, niewinność i wiara i prawda uciekła;
Ich miejsce wzięła chytrość, zdrada, zemsta wściekła,
Gwałt i grzeszne łakomstwo, wszech zbrodni przyczyna.
Na wiatry, których nie zna, flis żagle rozpina,
I te, co długo stały na wyniosłej górze,
Płynąc, sosny po morzach wyzywają burze,