Strona:PL Ossendowski - Daleka podróż boćka.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ludzie, czy nie ludzie? — mignęła Łobuzowi myśl.
Nie mógł się jednak zastanowić nad tem pytaniem, bo potworki z jazgotem, rechotaniem i piskiem jęły wdrapywać się na drzewa.
Czepiając się liści, obrywały je nielitościwie, spadały na ziemię i znów się gramoliły, pokrzykując przeraźliwie i zgrzytając zębami.
Wreszcie dotarły do okiści bananów.
Zrywały owoce i rzucały je na ziemię, drapały korę drzewną i szarpały drobnemi rączkami delikatne liście.
Zachowywały się, jak bandyci lub dzicy wojownicy, napadający na obcy kraj.
Ten i ów z potworków złośliwie zerkał ku ptakom żółtemi ślepkami, szczerzył zęby, brzydko wykrzywiając pyszczek.
Łobuz nie obawiał się ich.
Były to nieduże istotki i nie odważyłyby się napaść na bociany, uzbrojone w potężne, twarde dzioby.
Dumny i pewny siebie ptak nie wiedział, że najmniejsze i najsłabsze nawet stworzonka, napadając całym tłu-