Strona:PL Ossendowski - Daleka podróż boćka.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W nagrzanem powietrzu z niesłychaną szybkością rosły tu trawy, krzaki i drzewa.
Zwierzęta, ptaki i ryby nabierały sił, szybko się rozwijały — zdrowe i radosne.
Bociek czuł się wyśmienicie.
Siły wstępowały weń, a radość przepełniała mu serce.
Co chwila syczał i klekotał z nadmiaru szczęścia i zadowolenia.
Rzuciwszy okiem na kłodę, spostrzegł na niej dużą, opasłą pijawkę.
Wyciągnął szyję i dziobem przygwoździł ją do drzewa.
W tej samej chwili poderwał się i, machając skrzydłami, poleciał nisko, piórami prawie dotykając błota.
Co się stało?
Ledwie bociek uderzył dziobem w kłodę, jak się ona gwałtownie poruszyła, uciekając ptakowi z pod nóg.
Łobuz usiadł na wystających z trzęsawisk korzeniach i ze zdumieniem obejrzał się.
Kłoda z sykiem sunęła ku wodzie i wkrótce dała nura.
— Ach, była to ogromna jaszczurka, którejby żaden bocian nie przełknął! —