Strona:PL Ossendowski - Daleka podróż boćka.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Łobuz przysiadł jeszcze niżej.
W tej samej chwili, nie zważając na porywczy wiatr, miał ochotę rzucić się do ucieczki.
Latarnik zrozumiał zamiar bociana.
Zawrócił natychmiast i ukrył się za rogiem.
Gdy wyszedł po raz drugi, Łobuz z trwożnie podniesioną głową przyglądał mu się bacznie.
Staruszek znowu odszedł.
Bociek zrozumiał, że człowiek nie chce mu przeszkadzać i uspokoił się.
Latarnik, powróciwszy, zdaleka rzucił mu kilka garści kaszy.
Łobuz przełknął ją łapczywie i trochę zaspokoił głód.
Poczuł się raźniej.
Stał i patrzał na niebo.
Szybko sunęły szare chmury deszczowe.
Chwilami się jednak przerywały i wtedy bociek widział błękitne niebo.
Parę razy po przez obłoki błysnęło nawet słonko.
Łobuz szczęknął dziobem i zasyczał radośnie.
Zaświtała mu nadzieja, że burza wkrótce przeminie.