Strona:PL Ossendowski - Daleka podróż boćka.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Łobuz pojął, że ptaki te nie żyły, lecz co spowodowało ich zgubę, tego pojąć nie mógł.
Nie miał zresztą czasu namyślać się nad tem.
Nagły poryw wichru wykręcił mu skrzydła i cisnął go na wznoszącą się nad morzem czarną basztę latarni.
Bocian ledwie zdążył ominąć ją i uniknąć śmierci.
— Leć dalej, ratuj się!... — doradzało mu coś natarczywie.
Czuł się jednak tak bardzo wyczerpany, że nie mógł się odważyć na dalszy lot.
Musiał za wszelką cenę wylądować, jeżeli nie na skałę, to choć na szczyt latarni.
Potraif przecież dokonać tego? Z łąki nad Bzurą nieraz przelatywał w wielką burzę, a zawsze udawało mu się trafić do gniazda na stodole.
Pokrążywszy dokoła latarni, oślepiony jej blaskiem, kilka razy próbował usiąść na jej wierzchołku, lecz wicher zrzucał go, ciskał niemal do morza, to znów, porwawszy, zamierzał rozbić o grube szyby.