Strona:PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kim mógłby pan być. Ujrzałem w panu tyle rzeczy, które mnie oczarowały, że czułem się zmuszony opowiedzieć panu coś o nim samym. Przyszło mi na myśl, jakby to było smutne, gdyby pan został zmarnotrawniony. Bo przecież tak krótko będzie trwać pańska młodość — tak krótko. Kwiaty polne więdną, ale zakwitają nowe. Wielokwiat będzie tak samo złocisto-żółty w czerwcu przyszłego roku jak teraz. Za kilka tygodni purpurowe gwiazdy zajaśnieją na tym powojniku, i co rok zielona noc jego liści kryć będzie purpurowe gwiazdy. Ale nasza młodość nie wraca nigdy. Tętno radości, które uderza w nas w dwudziestym roku, słabnie i leniwieje. Członki nasze stają się ociężałe, zmysły przytłumione. Wyradzamy się w ohydne manekiny, w których pokutuje tylko pamięć, pamięć namiętności, przed któremi drżeliśmy w trwodze, i pamięć pokus, którym nie mieliśmy odwagi ulec. Młodość! Młodość! Niema na świecie nic prócz młodości!
Dorjan Gray słuchał zdumiony, z szeroko rozwartemi oczyma. Kwiecie bzu wypadło mu z dłoni na żwir. Osa latała nad nim przez chwilę z bzykaniem. Potem poczęła się wdrapywać po gwiaździstych kielichach delikatnych kwiatków. Dorjan Gray obserwował ją z ową dziwną drobiazgową uwagą, którą usiłujemy okazać, gdy nas wzruszają i przerażają wielkie rzeczy, gdy podnieca nas nowe uczucie, dla którego nie udaje się nam znaleźć wyrazu, albo gdy straszliwa myśl nagle opanowuje mózg i żąda odpowiedzi. Po pewnym czasie pszczoła odleciała. Widział, jak wpełzała w kielich tyryjskiego powoju. Kwiat zadrżał i kołysał się potem łagodnie przez chwilę.
Nagle w drzwiach pracowni ukazał się malarz, dając im szybkiemi znakami do zrozumienia,