Strona:PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Chętnie, Harry. Naciśnij dzwonek, a jak przyjdzie Parker, powiem mu. Muszę jeszcze raz przemalować tło, a potem przyjdę do was. Nie zatrzymuj Dorjana za długo. Nigdy nie byłem w lepszym nastroju, niż dzisiaj. To będzie moje najlepsze dzieło. Już teraz jest to moje najlepsze dzieło.
Lord Henryk wyszedł do ogrodu i ujrzał Dorjana Gray’a, który zanurzył twarz w wielkich chłodnych pękach bzu, chłonąc gorączkowo ich woń, jakby to było wino. Zbliżył się do niego i położył mu dłoń na ramieniu. — Dobrze pan robi, — mruknął. — Tylko zmysły uleczyć mogą duszę, tak jak dusza tylko uleczyć może zmysły.
Młodzieniec drgnął i cofnął się. Był bez kapelusza, a liście krzewu potargały złote pasma jego włosów. We wzroku jego było coś jakby trwoga, jakby go nagle przebudzono ze snu. Delikatne jego nozdrza drżały, a szkarłatne wargi dygotały pod skurczem jakiegoś ukrytego nerwu.
— Tak, — ciągnął lord Henryk, — to jedna z największych tajemnic życia — leczenie duszy zapomocą zmysłów, a zmysłów zapomocą duszy. Dziwna z pana istota. Wie pan więcej, niż pan sądzi, a mniej, niż pan powinien.
Dorjan Gray zmarszczył czoło i odwrócił twarz. Wbrew woli znajdował upodobanie w tym przystojnym wielkim mężczyźnie, który stał obok niego. Jego romantyczna, nieco przeżyta twarz oliwkowej barwy interesowała go. W jego cichej, przeciągłej mowie było coś, co fascynowało Dorjana bezopornie. Nawet chłodne i białe dłonie, które wyglądały jak kwiaty, posiadały swoisty urok. Kiedy mówił, poruszały się, jak w melodji, i zdało się, jakby miały swoją własną mowę. Ale Dorjan czuł przed nim lęk i wstydził się tego