Noc była piękna, a tak ciepła, że Dorjan wziął palto na rękę i nie zawiązał nawet chustki jedwabnej na szyi. Kiedy szedł do domu, paląc papierosa, minęło go dwóch młodzieńców w strojach wieczorowych. Usłyszał, jak jeden szepnął do drugiego: „To Dorjan Gray". Przypomniał sobie, jakie zadowolenie sprawiało mu to zwykle, gdy zwracano na niego uwagę, przyglądano mu się lub mówiono o nim. Teraz nużyło go już słyszeć swoje nazwisko. Połowa uroku, jaki wywierała nań wioska, w której przebywał ostatnio, polegała na tem, że nikt nie wiedział, kim on jest. Mówił często dziewczynie, w której wzbudził miłość do siebie, że jest ubogi, a ona wierzyła mu. Powiedział jej raz, że jest zły, a ona wyśmiała go i odparła, że źli ludzie są zawsze starzy i bardzo brzydcy. Jak ona umiała się śmiać! — jak śpiewający drozd. A jaka była ładna w bawełnianych sukienkach i wielkich kapeluszach! Nie wiedziała nic, ale posiadała wszystko, co on stracił.
Kiedy przyszedł do domu, służący nie spał jeszcze, czekając na niego. Odesłał go do łóżka, rzucił się na kanapę w bibljotece i zaczął rozmyślać o niektórych zdaniach lorda Henryka.
Strona:PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu/279
Wygląd
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XX.