Strona:PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Istnieją chwile, jak twierdzą psychologowie, kiedy żądza grzechu, lub tego, co świat grzechem nazywa, tak opanowuje człowieka, że każdy fibr ciała, każda komórka mózgu brzmienna jest straszliwemi impulsami. Mężczyzna czy kobieta tracą w takich chwilach wolną wolę. Jak automaty zbliżają się do swych straszliwych celów. Nie mają wyboru, a sumienie ich nie żyje, a jeśli nawet żyje jeszcze, to poto tylko, aby nadać urok ich buntowi, czar ich nieposłuszeństwu. Gdyż wszystkie grzechy, jak powtarzają niezmordowanie teologowie, są grzechami nieposłuszeństwa. Kiedy ów duch wysoki, owa jutrzenka zła, strącony został z nieba, to strącony został za bunt.
Bez czucia, z myślą skoncentrowaną na złem, z duchem zbrukanym, z duszą zgłodniałą buntu, mknął Dorjan przed siebie, przyśpieszając coraz bardziej kroku, ale gdy wszedł w ciemny zaułek, przez który przechodził często, aby sobie skrócić drogę do podejrzanego lokalu, do którego szedł i teraz, uczuł nagle, iż ktoś chwyta go ztyłu, i za nim mógł się zdobyć na obronę, rzucony został na mur, a brutalna pięść chwyciła go za gardło.
Walczył obłędnie o życie i ze straszliwym wysiłkiem oderwał dławiące go palce. W tej chwili usłyszał trzask odwodzonego kurka rewolweru i ujrzał błyszczącą lufę stalową, skierowaną wprost w swoją głowę, przed sobą zaś ciemną postać niskiego, krępego człowieka.
— Czego chcecie ode mnie? — wykrztusił.
— Cicho bądź, — rzekł napastnik. — Jeżeli się poruszysz, zastrzelę cię.
— Oszalałeś. Co ci zrobiłem?
— Złamałeś życie Sybilli Vane, — brzmiała odpowiedź, — a Sybilla Vane była moją siostrą.