Strona:PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kobieta zawołała na nich od drzwi, a dwaj mężczyźni biegli za nimi kilkaset jardów. Woźnica pogroził im batem.
Powiadają, że namiętność wpędza myśl w błędne koło. Z pewnością zaciśnięte wargi Dorjana Gray'a powtarzały raz poraz owe subtelne słowa o zmysłach i duszy, aż znalazł w nich zupełny wyraz swego nastroju, a przez zgodę ducha usprawiedliwił namiętności, które i bez tego usprawiedliwienia byłyby zawładnęły jego umysłem. Z komórki do komórki pełzała w jego mózgu jedna myśl; dzikie pożądanie życia, najstraszliwsze pożądanie ludzkie, napinało każdy nerw, każdy fibr do stanu mocy. Brzydota, której nienawidził niegdyś, gdyż czyniła wszystko rzeczywistem, stała mu się teraz z tego samego powodu droga. Brzydota była jedyną rzeczywistością. Ordynarna kłótnia, jaskinia ohydy, brutalna przemoc zdezorganizowanego życia, nikczemność złodzieja i wyrzutka, wszystko to w intensywnej aktualności wrażenia było bardziej żywe, niżeli wszelkie wdzięczne postaci sztuki, niżeli marzycielskie cienie pieśni. Tego mu było potrzeba do zapomnienia. W ciągu trzech dni będzie wolny.
Woźnica zatrzymał nagle pojazd przed czeluścią ciemnej uliczki. Ponad niskiemi dachami i kanciastemi kominami domów wznosiły się czarne maszty okrętów. Na rejach wisiały niby żagle upiorne strzępy białej mgły.
— To gdzieś tutaj, sir, prawda? — zapytał dorożkarz ochrypłym głosem przez okienko.
Dorjan zerwał się i rozejrzał dokoła. — Dość, — odpowiedział, wyskoczył z dorożki i wręczywszy woźnicy umówioną zapłatę, skierował się ku wybrzeżu. Tu i ówdzie, na dziobie statku ku-