Strona:PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gdyż w takiem obłędnem ubóstwieniu jest niebezpieczeństwo, zarówno niebezpieczeństwo utracenia tego obłędu, jak i niebezpieczeństwo zachowania go nadal... Mijał tydzień za tygodniem, a ja coraz bardziej pogrążałem się w tobie. Potem nastąpił nowy okres rozwoju. Rysowałem cię jako Parysa w misternej zbroi i jako Adonisa w stroju myśliwskim, z błyszczącym oszczepem. W wieńcu ciężkich kwiatów lotosu siedziałeś na dziobie łodzi Adrjana, spoglądając na zielone fale Nilu. Pochylałeś się nad cichem źródłem lasu greckiego i widziałeś w milczącem srebrze wody cud oblicza. A wszystko było takie, jaką powinna być sztuka, nieświadome, idealne i dalekie. Pewnego dnia, sądzę, że fatalnego dnia, postanowiłem namalować wspaniały twój portret, namalować cię takim, jakim byłeś w istocie, nie w szacie umarłych wieków, ale we własnym twym stroju i we własnej twej epoce. Nie wiem, czy to realizm metody, czy też sam cud twej istoty sprawił, że widziałem oto bez mgły i zasłony. Ale wiem, że podczas tej pracy każda plama barwna zdawała się odsłaniać mi mą tajemnicę. Lękałem się, że i inni mogliby się dowiedzieć o mem ubóstwieniu. Czułem, Dorjanie, że powiedziałem za wiele, że za wiele włożyłem w ten obraz z siebie samego. Wówczas to postanowiłem nie wystawiać tego obrazu. Byłeś tem trochę zdziwiony; ale nie mogłeś wówczas zrozumieć, co to dla mnie oznaczało. Gdy powiedziałem o tem Harry'emu, wyśmiał mię. Ale mnie to nie obchodziło. Kiedy obraz był gotów i siedziałem przed nim sam, czułem, że miałem słuszność. W kilka dni później opuścił moją pracownię, a gdy tylko uwolniłem się od nieznośnego uroku jego obecności, wydało mi się głupiem widzieć w nim coś więcej ponad