Strona:PL Orzeszkowa+Garbowski-Ad astra Dwugłos.djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Dlaczego nie mam? Nie jestem dezerterką z pod chorągwi prac, cierpień i nadziei wspólnych. Więc gdy teraz, jak przelękniona łani cienistej ubieży, pragnę i szukam myśli uważnej i nad moją wyższej, której wezwać na pomoc byłoby dla mnie ratunkiem, a nie znajduję. Na usta piołunem sparzone cisną mi się twoje słowa: «nie lubię ludzi!», na usta cisną się — a wszakże z ust nie wychodzą, bo na uwięzi trzyma je ogromny żal. Coś niewynagrodzonego pękłoby mi w sercu, gdybym na wyrzeczenie słów tych przystała i na samem sercu powstałaby rysa, której zagoić nie mógłby olejek, z róż choćby rajskich wyciśnięty.
Taką, widzisz, jestem przepołowioną, taką pomiędzy wiarą i zwątpieniem, miłością a zniechęceniem, rozdartą; takim jestem motylem ze spalonemi w ogniu skrzydłami i z rozpacznym żalem po dawnej lotności swych skrzydeł. I patrz, co się to staje z harmonią harf, długo strojonych na tony wysokie; jak na nędzne okruchy rozpadają się monolity wyniosłe, gdy podstawami ich zachwieją burze uczuć i myśli.
Budowniczymi monolitów, artystami życia bywają tylko fanatycy wiary albo przeczenia, cnoty czy zbrodni, zdolni rzecz wszelką widzieć ze strony tylko jednej, bo do oglądania jej ze stron różnych wzroku im nie starczy, i postępować drogą zawsze jedną, bo do wstąpienia na inną chęć się w nich nie budzi. Inni, ci, z widzeniem wszechstronnem i z mnóstwem strun na sercach napiętem, te natury, tak zwane, bogate, uskrzydlone, dotknięciom świata i życia poddające przestrzeń szeroką, pokrytą unerwieniem subtelnem i tkliwem — to fuszerzy życia, którzy wyrzeźbiać z niego nie umieją ani wspaniałego posągu świętości, ani wdzięcznej statuetki miłego grzechu. Tacy, idąc ku wschodowi, z żalem oglądają się ku stronie zachodniej, a na zachód puściwszy się, umierają z tęsknoty za wschodem. Na każdem słońcu niebieskiem zdolni są spostrzedz szczerby i każdy kwiat ziemski razem z wonią przynosi im truciznę. Ikary to są, wiecznie lepiący sobie skrzydła z wosku, który, od własnego ich ognia topniejąc, umyka im przez blade palce. Zbyt miękkie, zbyt