Przejdź do zawartości

Strona:PL Orkan - Warta.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

oznacza wtargnięcie i zalew pospolitości stosunków i obyczajów“. Pierwsi goście, jakich tu Giewont oglądał, wnosili z sobą dobro istotnej kultury, cenne przymioty serca i umysłu i wiele rozumnego, oddziałującego na zbytnią trzeźwość górali, entuzjazmu. Byli to bowiem ci jeszcze, którzy przez trud nieułatwionej koleją podróży ze czcią prawdziwą ku podniebnym ołtarzom Tatr, ku bramom odrodczej mocy, wędrowali. Po ich szlakach przychodzili inni. Pospolitość wprawdzie, którą prowadzi wygoda, nie zalała tu jeszcze kotliny; miała to uczynić później. (Ta, jaką postrzegł Witkiewicz, daleką jeszcze była od dzisiejszej.) — Nie wszyscy jednak mogli być Chałubińskimi, Witkiewiczami, Dembowskimi. Chałubiński dobrodziejem był górali, lecz i sędzią ojcowskim. Witkiewicz również nietylko cenił i podziwiał rzadkie przymioty rasowe górali, lecz ich co do charakterów, jak widzimy, surowo umiał osądzać.
Za nimi jednak przyszedł ów znany wszechnie snobizm zakopiański, chwalstwo przesadne górali i to akurat małowartych, tych, którzy się gościom narzucali, nie mających nic w sobie z godności dawnych pasterzy, a dużo półmiejskiemi manierami ponasiąkanych. Jużci stąd łacno przy próżni wewnętrznej honorząca się napokaz zarozumiałość jako też pawienie się odświętną góralskością swoją wobec gości. Wytworzył się typ zakopiańca operetkowego, który, rzucając się drużbowatością uprzykrzoną w oczy, dał znowu powód do niesłusznego osądu górali, poza jarmarkiem Krupówek gazdujących.
Ławy przewodników, dawniej przez sędziwych odkrywców „perci“ tatrzańskich, towarzyszy Chałubińskiego