Przejdź do zawartości

Strona:PL Orkan - Warta.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

a kiedy indziej w krótkim czasie zrobi pięć razy tyle co np. miarowo pracujący robotnik z dolin. Odnieść to da się przed wszystkimi innymi do budarzy.
„Kto miał sposobność“ — mówi Witkiewicz (w księdze-zamknięciu „Po latach“) — „pracować z góralami przy budowie, ten wie dobrze, jak nierównomierną jest wydajność ich pracy. Niekiedy na budowlanym placu drzemie senność i nuda, siekiery uderzają zrzadka, w długich przerwach, szczapy z płaz okrzesywanych odwalają się pomału, wlokąc się za siekierą, ludzie ruszają się wolno i niemrawo — innym razem zdaleka już słychać huk siekier szybki i gwałtowny, jakgdyby wartko młócono, drzazgi lecą z trzaskiem, a cały zrąb budowy dudni dźwięcznie i wesoło od uderzeń siekier i kijani“.
Opowiadał też Witkiewicz, że nie potrzebował na plac budowli zachodzić, by widzieć, jak robota idzie, bo już zdaleka po wygłosie siekier to wiedział. Charakterystyczne — mówił — że gdy w początku tygodnia, po niedzielnem zleniwieniu, szła robota powoli i ze zrębu słychać było opadanie siekier w zwolnionem, ospałem tempie: raz — raz — raz... (pokazywał na stole dłonią) — to ku niedzieli, zwłaszcza pod wieczór w sobotę, siekiery odzywały się w tempie przyśpieszonem, równem, jak cepy z boiska: raz, dwa, trzy — raz dwa trzy... W sobotę też zwykle dwa razy więcej posunęło się roboty niż w dzień inszy. Powodem tej przyśpieszonej gorączki sobotniej było — według uważenia Witkiewicza — to głównie, że góral-budarz, gdy sobota zamykała niejako rozdział jeden, z wrodzonego sobie poczucia estetycznego musiał zostawić na niedzielę