Przejdź do zawartości

Strona:PL Orkan - Warta.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

grube, jak Holenderki; mężczyźni czarni, rośli, o groźnem, orłem pojrzeniu — istni potomkowie piratów. W porcie siadują z fajeczkami rybacy starzy — prawdziwe wilki morskie.
Ku północy las rzednieje — wydźwigują się wydmy i wzgórza piaszczyste, które dla ochrony przed wiatrami obsadzono skarlałą sośniną, podobną w rozłożu swem do kosodrzewiny. Przywodzi też na pamięć ta pustka wydm wyniosłych tatrzańskie pustacie. A pogłębia ją jeszcze donoszący się w przestankach z północnego cypla daleki, przesmutny jęk (to odzywa się tak gwizdek pływający, mający oznaczać zmianą tonu kierunek wiatru, a nocą ostrzegać żeglarzy; w gwarze kaszubskiej: pława). Jakby dusza tonąca wołała bezowocnie w tej pustce ratunku.
Mową półwyspu Hel — to cisza. Cisza pod koronami sosen — na polankach różowych — na pustce wydm. I wieczności przelew naokół — szum morza.
To też myśl protestuje przeciw wspomnianej, budującej się kolei.[1] Kolej ta wychodzi z Pucka i biegnie wzdłuż całego półwyspu — przez wsi kaszubskie — przez wąski, dwustometrowy pas — przez długie lasy sosnowe, aż do Helu. Psuje piękno, rozbija ciszę półwyspu.

Kolej tę pomyślano dla strategicznych celów, kiedy Gdańsk utrudniał w czasie ostatniej wojny z Sowietami dowóz amunicji dla Polski. Rozumiem, że strategiczne cele będą niestety jeszcze długo nad innemi celami panować — lecz może tu już na półwyspie przestały

  1. Już od paru lat funkcjonuje.