Strona:PL Orkan - Miłość pasterska.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
GRÓBARZ.

Ha — to znowu jego sie pytaj...

POMOCNIK
(westchnąwszy ciężko, wyrzuca ziem).
GRÓBARZ.

Niby o wietrze sie gada... Daleko od rzeczy. Ale był on czas — pamiętam — kiedy, jak te liście, padali ludzie od podmuchu. Przyszło powietrze złe i zabierało skraja, bez wybioru... (Patrzy na ubocz, na prawo). Wiezą go, zdaje mi sie...

POMOCNIK (podnosi głowę).

Śpiewają.

GRÓBARZ.

Widzi mi sie, bo nie dojrzę, że już nad potok Skalisty dochodzą...

POMOCNIK.

Nie, dopiero są na Działku... Kobiety w białych łoktuskach, chłopi czarni...

GRÓBARZ.

To też ci mi się z jałowcami mienią... (Patrzą w milczeniu i nasłuchują śpiewu). Setki razy słyszałech ten śpiew, co tu na smentarz odprowadza, a... nieporada sie ozwyczaić...

POMOCNIK (chlipie łzy nieznacznie).

Boże... Sieroto. Już ty nie pójdziesz więcej tą uboczą... jakeś se nieraz szedł... grajęcy...