Strona:PL Orkan - Miłość pasterska.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nia. — Potrząsł swą dumną, uwieńczoną głową i znów w zachwycie sposążał. — Rogi jego zapłonęły w potężniejącem szybko świetle, jak ogniste latorośle. — Po gładkiej, czerwonej sierści zbiegały złote połyski. — Radość nadmierna nie dała mu chwili trwać w bezruchu. Podskoczył z miejsca jako płomień i zawiódł swój lekki taniec.
W owej chwili na łąkę wybiegł z tajgi drugi... W podskokach tanecznych przypadł ku niemu. Poczęli się swawolnie szermować rogami...
W sercu Wacława trwała jeszcze kłótnia.
— Strzel teraz. Obydwu położysz.
— Zaraz. Niech się im napatrzę.
— Na co czekasz?
— Piękne są...
W tym momencie padł w dolinę z poza wzgórz tajgi pierwszy grot słońca...
Równocześnie z kępy pobliskiej przestrzelił ku wodzie z krzykiem szary bekas — głos jego ostry, donośny, przeciął powietrze, jak świst syrkularki.
W odpowiedzi na to krzyk się na jeziorze podniósł. Rozgwar się wzmógł.
Z poza wzgórz tajgi raz wraz groty padały ogniste — — aż z niespodzianą szybkością stanęła na zębach lasu w krzyku płomieni lśniąca kula...
Szał najwyższy ogarnął dolinę.
Wacław uczuł się olśnionym. Cisnął od siebie strzelbę — wstał — i wyciągnął ramiona do słoń-