Strona:PL Orkan - Miłość pasterska.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

To rzekłszy, począł sobie gwizdać zcicha, co miało być oznaką pewności, że zemsta już jest sprawą jego.
Ostatecznie brak materjału, wynikły z odmowy Jasionowa, załatwiono w ten sposób, że gminom chętnym dołożono jeszcze w arkuszu konkurencyjnym po jednym wałku płótna, a co do mleka, o które było trudniej, to ksiądz od siebie ofiarował kilka udojów wieczornych.
Malarz zabrał się z pomocnikami swymi energicznie do pracy. Płótno, pocięte na pasy, wnet zasłoniło szpary i nierówności drzewne, a mleko zmyło brud ze ściennych płazów i dało podkład jednotonny pod gotowiznę farb.
Malowanie się rozpoczęło.
Organy na długi czas zamilkły.
Msze odprawiały się ciche, przy bocznych ołtarzach.
Lud, pod niskiemi powałami wśród gęstych belek i stolców rusztowania, gromadził się podczas nabożeństwa, jak w katakombach.
Szepty ciekawości szmerzyły, jak woda, w mrocznych piwnicach rusztowań. Oczy, zaostrzone mrokiem, przebijały deski, by zmiarkować, co się tam poza niemi dzieje, jakie misterja tajemnicze.
Za jakiś czas dało się oczom zciekawionym dojrzeć przez rozchyl desek jakiś szczegół malunku —: to obramienie świecznika na ścianie, to