Strona:PL Orkan - Miłość pasterska.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ino „daj i daj!“ wołają. Kiedyż sie to do sto djabłów skończy?
— Jaż parafję do nędzy przywiodą...
— Do ostatniego upadku!
Postanowiono jednomyślnie, że ani łokcia płótna, ani kwarty mleka gmina Jasionów nie da. Do tej odmowy dołączono jeszcze takie pouczające pod adresem księdza i komitetu kościelnego zdania, że już wójt, mający zanieść uchwałę, wagował się je dodawać.
Skoro ksiądz proboszcz dowiedział się o odmowie Jasionowa, pobiegł niezwłocznie do malarza, aby mu tę przykrą i oburzającą wieść zakomunikować.
Zastał go w kościele, gruntującego z namaszczeniem płótno. Przyjął spokojnie wiadomość. Lecz skoro mu ksiądz powiedział, że i jego, malarza, przy tej okazji zaczepiono, zarumienił się gniewem — uczuł się w swym honorze artysty obrażony.
— Jasionów. Dobrze — zanotował sobie.
Ksiądz począł się zastanawiać głośno nad sposobami ukarania nieposłusznej gminy. Dumał odnieść się do starostwa, to do Wydziału Rady powiatowej, sprowadzić sekwestr na opornych; te i inne obmyśliwał kroki.
— Niech to ksiądz mnie pozostawi — ozwał się z przekonaniem malarz. — Już ja coś dla Jasionowa obmyślę.