Strona:PL Orkan - Miłość pasterska.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
POMOCNIK.

Schodzą już ku kościołowi...

(Słychać dzwony: naprzód jeden, średni, później cieńszy, a wreszcie poważnie niski — razem zlewają się ich pogłosy w melodję żałobną).
HANKA
(dotąd nieruchomie wśród owiec stojąca, poczyna schodzić ku cmentarzowi, jak w lunatycznym śnie — w żałobnym ruchu, w takt marsza dzwonnego).
POMOCNIK.

Wnoszą go do kościoła. — Towarzysze jego wzięli trunnę...

GRÓBARZ.

Niedługo tam obrządek potrwa. Trzeba sie zwijać.

(Dzwony ustają. Hanka zatrzymuje się przy żywopłocie. Pomocnik chyla się wdół i wyrzuca ziemię. Nad nim, na desce, siedzi pochylony gróbarz).
GRÓBARZ.

Wtedy sie najżwawiej robi, jak już nieboszczyk w kościele. Czas sie króci — przynagla — a i to skrzepia siłę, że sie już widzi oczywistnie, iż nie może być pomyłki, iż nieboszczyk czeka na swój kątek.

POMOCNIK.

A mnie jakoś nie idzie. Ręce opadają.

GRÓBARZ.

Wezwyczaisz sie. Jak ci padnie i ojcu grób