Strona:PL Or-Ot - Poezje.djvu/088

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wiosna, z płomiennych uczuć tchem,
Z barwistych wonią kwiatów, —
Ta już się dzisiaj stała snem,
Wspomnieniem znikłych światów.
Choć pamięć o niej jeszcze trwa,
Ale już bledsza codzień, —
Żal tylko w sercu po niej ma
Tych ziemskich dróg przechodzień.

I lato, pełne słońca skier,
Dyszące namiętnością,
Złożyło chwiejny życia ster
I dziś już jest — nicością!
Z niewypełnionych pragnień, złud
Cierniowy został wianek, —
Chciałeś dać zorzę — płonny trud! —
Patrz! tli się li kaganek!

I, jako anioł w wieńcu gwiazd,
Spokojna schodzi jesień,
Zgiełkliwe ptaki płoszy z gniazd,
Uśmierza żar uniesień.
Na umęczoną bladą skroń
Łagodne kładzie ręce:
Oto jest cisza — chyl się doń,
Któryś dni trawił w męce!

Ani się w nową przyszłość rwij,
Ani się wstecz oglądaj,
Na zimnych astrach martwo śnij,
Niczego już nie żądaj!
Li z serca swego nitkę snuj,
Gdyć pierś się smutkiem wzdyma,
Aż przyjdzie skończyć życia bój
Śmierć — koicielka: zima!