Strona:PL Or-Ot - Poezje.djvu/064

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Dworzanin (na stronie ze wzruszeniem)


Jaki z jej słówek urok tchnie wiośniany,
Serce odmładza, oskrzydla mi duszę,
Lilijka biała, biedny kwiat różany;
Kocham ją, kocham! och, i unieść muszę!


(Zachodzące słońce rzuca czerwony blask na scenę, słowom
dworzanina towarzyszy cicha i słodka melodya
).


Patrz! na kwiaty pada rosa,
Noc nas skryje szatą ciemną,
Jasnooka, złotowłosa,
Zorzo! gwiazdo! uleć ze mną.
W idealnem uczuć niebie,
Odrodzony twem kochaniem,
Całowaniem uśpię ciebie
I obudzę całowaniem.
A gdy, drżąca od pieszczoty,
W słodkich omdleń spoczniesz fali,
Pod twą główkę złożę sploty
Róż, jaśminów i konwalii.
W snach złocistych, w snach tęczowych
Przy serc młodych tęsknem drżeniu,
U twych ustek koralowych
Będę tonął w zachwyceniu.
I nim z marzeń wyprzytomnim,
Wiek na skrzydłach przemknie ptaszych,
I odtrącim... i zapomnim
Wszystkich... wszystko... prócz serc naszych...


Mniszka.


Och, piersią targa rozkosz, lęk, tęsknota.


Dworzanin.


Za czem? za szczęścia zmarnowaną dobą?
Tu łzy i pustka, a tam — przyszłość złota?