Strona:PL Oliwer Twist T. 2.djvu/396

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

lusz na głowę i wsadziwszy ręce do kieszeni, wypadł z rozpaczą śmieszną za swoją godną połowicą.
— Droga panno! — rzekł wtedy Brownlow do Rózi, — proszę mi podać swoję rękę. Dla czegóż ona tak drży; niemasz się przyczyny obawiać tych kilku słów jeszcze, które nam tutaj jeszcze do powiedzenia pozostają.
— Jeżeli one do mnie,...... lubo niewiem, czy się rzecz w istocie tak ma,...... ale, jeżeli się one do mnie ściągają, — rzekła Rózia, — to cię o to proszę, mój panie, abyś je na inny czas odłożyć raczył. Niemam teraz na tyle sił, aby je słyszeć.
— Nie, moja droga panno! — odparł staruszek, biorąc ją pod rękę, — ty posiadasz daleko więcéj mocy nad sobą, jak się spodziewasz, jestem tego pewien. Czy znasz tę pannę?
— Znam, — odpowiedział Monks.
— Ja pana nigdy niewidziałam, — ozwała się Rózia głosem słabym, drżącym.
— Ale ja cię nieraz już widziałem, — odparł Monks.
— Ojciec nieszczęśliwéj Agnieszki miał dwie córek, — rzekł Brownlow. — Cóż się stało z drugą,.... dzieckiem jeszcze będącą?
— Kiedy ojciec tego dziecka, — odpowiedział Monks, — w obcym miejscu umarł, pod obcym nazwiskiem, niepozostawiwszy po sobie ani jednego listu, ani jednéj książki, najmniejszego nawet świstka papieru, z którego by prawdziwe jego nazwisko było można wyczytać i przyjaciół na trop jego sprowadzić,.... ubo-