Strona:PL Oliwer Twist T. 2.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

liby przytém coś dobrego zarobić można. Słuchaj, gdybyśmy tak szczęśliwi byli jakiego z paniczów tego rzemiosła napotkać, toby daleko korzystniéj dla nas było, jak posiadanie tego banknota dwudziesto funtowego, który mamy,... zwłaszcza, iż niewiemy wcale, jakim sposobem go wymienić.
Pan Noa Claypole, objawiwszy to zdanie swoje z miną nadzwyczajnie mądrą, do swego kubka z piwem zajrzał, na piwo do światła spojrzał, z pewną opiekończą łaskawością na Karolinę kiwnął, tęgi łyk pociągnął, którym się mocno pokrzepiony być zdawał. Już drugi łyk pociągnąć zamyślał i kubek do ust przytulił, gdy téj chwili drzwi się nagle otworzyły, a pojawienie się w nich osoby nieznajoméj w tém mu przeszkodziło.
Tym nieznajomym był Fagin, który twarz jak najmilszą, jak najuprzejmiejszą ułożył, i jak najgłębiéj się ukłonił zbliżając się do nich, a usiadłszy sobie przy stoliku najbliższym, kazał Barneyowi szydersko się uśmiechającemu coś do picia przynieść.
— Wieczór bardzo ładny, tylko na tę porę roku trochę za chłodny, — rzekł Fagin, zacierając ręce. — Jak widzę to państwo z daleka przychodzicie.
— Po czémże to poznajecie? — spytał Noa Claypole.
— My tyle pyłu w Londynie niemamy jak na obówiu waszém widać!
Odpowiedział Żyd, wskazując na trzewiki Noy i jego towarzyszki, a potém na oba zawiniątka.
— Z was jak widzę człowiek nie lada przebiegły, — rzekł Noa. — Ha! ha! ha! tylko go posłuchaj Karolino!
— Cóż robić, co robić! my ludzie z miasta musi-