Strona:PL Oliwer Twist T. 2.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

znowu niezdarzy kassę jaką wypróżnić, i tak szczęśliwie do tego uciec jak teraz.
— Niech djabli wezmą wszystkie kassy! — odpowiedział Noa Claypole; — wszak nam jeszcze bardzo wiele innych rzeczy pozostaje, które także wypróżnić możemy.
— Naprzykład? radabym bardzo wiedzieć, co takiego? — zapytała Karolina.
— Woreczki, torbeczki, domy, wozy pocztowe, banki, — odpowiedział Noa, który tém większéj odwagi nabierał, czém bardziéj piwo do głowy mu biło.
— Ależ ty nieumiesz się brać do tego wszystkiego, mój drogi Noa, — rzekła Karolina.
— Obejrzę się za takimi, co to wszystko umieją, aby się od nich nauczyć, — odpowiedział Noa. — Będą nas mogli przecież do czegoś użyć. Wszakże ty sama staniesz za pięćdziesiąt innych kobiet, gdyż nigdy jeszcze niewidziałem drugiéj, któraby tyle przebiegłości i dowcipu posiadała, jak ty, jeżeli ci swobodnie działać pozwolę.
— O dla boga! jakżeż to miło cię słuchać, kiedyś taki grzeczny!
Zawołała Karolina i wycisnęła pocałunek na jego szpetnéj twarzy.
— No dobrze już dobrze, dosyć tego! niebądź tak bardzo serdeczną i czułą, jeżeli się na ciebie gniewam, — rzekł Noa, uwalniając się od jéj uścisku z nadzwyczajną godnością. — Jabym chciał być jakim dowódźcą rozbójników, mieć władzę zupełną nad nimi, i wszędzie ich śledzić tak żeby oni sami o tém nic niewiedzieli. Toby zatrudnienie miłe dla mnie było, zwłaszcza jeże-