Strona:PL Oliwer Twist T. 2.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A pan Crackit, czyż nie chłopiec ładny, przyzwoity? nieprawda panie Fagin? — zapytał daléj Tomasz.
— Bez wątpienia, mój drogi, bez wątpienia, — odpowiedział Żyd.
— Czyż to nie jest zaszczytem, znajomością jego się pochlubić? nieprawda panie Fagin? — pytał ciągle daléj Tomasz.
— Pewnie, pewnie, mój drogi,.... i to wielki zaszczyt, mój drogi, wielki zaszczyt, — odpowiedział mu Żyd. — Oni tylko są zadrośni Tomaszu dla tego, że on się z nimi wdawać nie chce, oto rzecz cała, mój drogi, oto rzecz cała!
— Ha, cóż mówiłem? — zawołał Tomasz z chlubą; — to zapewnie inaczéj nie będzie! On mnie wprawdzie ograł; ale ja mogę wyjść na miasto i sobie coś zarobić, jeżeli się mi będzie podobało, nieprawdaż panie Fagin, że mogę?
— Pewnie, pewnie, że możesz, — odpowiedział Żyd; — i czém prędzéj to się stanie, tém lepiéj Tomaszu; weźże się zatém natychmiast do tego i nie trać nadaremnie czasu! Smyku! Karolku! czas abyście się na zasadzkę udali;..... już dziesiąta, a jeszcze dzisiaj nic nie zarobiono.
Chłopcy, posłuszni temu rozkazowi, pożegnali Nancy skinieniem głowy, pobrali swe kapelusze i wyszli, a Smyk i Karolek Bates zaczęli sobie po drodze wiele dowcipów i żartów na koszt biednego Chitling pozwalać, w którego zachowaniu się, mówiąc szczérze, nic tak szczególnego i niezwyczajnego nie było; albowiem bardzo wiele młodzieży po miastach się bawi, którzy da-