Strona:PL Oliwer Twist T. 2.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

która ich w koło otaczała, wyglądali jak strachy, duchy nocne, z sobą się umawiające.
— Kiedy ta kobieta, stara Sally się zowiąca, umierała, — kobieta mowę rozpoczęła, — byłyśmy obie same jedne.
— Czy z pewnością nikogo więcéj nie było? — zapytał Monks, tym samym cichym szeptem, — może jaki bękart chory, albo głuptaś w drugiém łóżku?.... nikt a nikt, coby mógł słyszeć i według wszelkiego podobieństwa zrozumieć, co się mówiło?
— Ani żywéj duszy! — odpowiedziała kobieta; — byliśmy sami, a ja byłam sama przy jéj łóżku, gdy konała.
— Dobrze! — odpowiedział Monks, spoglądając na nią uważnie, — mów daléj.
— Ona mówiła o młodéj dziewczynie, — ciągnęła niewiasta, — która przed kilkunastu laty chłopca na świat wydała; nie w téj saméj izbie, ale w témże samém łóżku, na którém konając leżała.
— Czy tak? — zawołał Monks z drżącemi usty, i spojrzał przez ramię po za siebie. — Piekło! Jak to wszystko w świecie w końcu na wierzch wyjdzie.
— Był to ten sam chłopczyna, o którymeście przeszłéj nocy wspominali; — dodała niewiasta, skinąwszy niedbale na męża, — ta dozorczyni matkę jego okradła.
— Za życia? — zapytał Monks.
— Nie, po śmierci, — odpowiedziała kobieta, dreszczem zimnym przejęta. — Okradła trupa, gdy ciało owéj dziewczyny trupem się stało, a to, co wte-