Strona:PL Oliwer Twist T. 2.djvu/034

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sen zbawienny chłopca, i zaprowadził je do przybocznego pokoju.
— Przypuśćmy nawet, że i on już jest zepsuty, — ciągnęła daléj Rózia, — proszę o tém pamiętać, jak jest młodym; proszę o tém pamiętać, że on nigdy może jeszcze przywiązania i miłości matki nie zaznał, że nigdy téj roskoszy może nieczuł, którą nam obraz miejsca rodzimego sprawia, i że plagi, głód, nieludzkie obejście go może do tego po długiéj walce zmusiło, by wejść w związki z tymi ludźmi, którzy go do popełnienia téj zbrodni popchnęli. Ach ciociu! najdroższa ciociu, zaklinam cię na miłość Boga, pomnij na to wszystko pierwéj, i rozważ ono dobrze, nim tego słabego chłopczynę do więzienia zawlec pozwolisz, które mu na każdy sposób wszelką sposobność do poprawy odbierze. Ach ciociu! jeżeli mię kochasz, jeżeli wiesz, że ja przy twojéj dobroci i łaskawości nigdy utraty rodziców boleśnie nie uczułam, ale tego uczucia jednak doznać i podobnie jak i ten chłopczyna, bez wszelkiéj opieki i pomocy w świecie błąkać się mogłam, ulituj się więc nad nim, nim pora pomyślna przeminie.
— Moje drogie życie! — odpowiedziała staruszka, przycisnąwszy płaczącą dziewczynę do piersi; — czyliż sądzisz, abym mu najmniejszy włosek z głowy zerwać pozwoliła?
— Ja wiem, że nie! — odparła Rózia z pośpiechem; — ty ciociu, niemasz na to serca!
— To prawda, — odpowiedziała staruszka, drżącym głosem; — moje życie już na schyłku, a ja Boga jedynie błagam, aby tyle miłorierdzia miał nademną,