W potwory morskie, w bałwan gdy pęknie
Lub w epirockich skalisk olbrzyma?
Napróżno Bóg sam w mądrości swojej
Oceanami lądy przegradza;
Bezbożność nasza nic się nie boi,
Człowiek po wodach łodziami chadza.
Ród nasz praw bożych nieprzyjacielem;
Ile w ślepocie zgwałcił ich, nie wie:
Syn Jafetowy chytrym fortelem
Wynosi z nieba ognia zarzewie.
Po tej kradzieży w niebieskich progach
Spadły na ziemię złych chorób roje;
I śmierć, tak niegdyś leniwa w nogach
Konno wyprawia się na rozboje.
Dedal skrzydłami w powietrze rwie się,
Choć ludzie pierzem nie porastamy...
I tyś do piekieł szedł Herkulesie
Acherontowe rozwalać bramy.
Śmiertelnikowi wszystko dostępne,
Głupstwem do nieba szturmować gotów;
Lecz na zapędy takie występne,
Jowisz ma dosyć gromów i grzmotów.