Już Andromedy ojciec grozi skrycie
Gorącem latem; już Procyon pali;
W lwi znak wchodzące słońce na błękicie
Coraz dopieka tem srożej, im dalej.
Już pastuch szuka dla znużonej trzódki
Cienia nad strugą pod zielonem drzewkiem
Bożka Sylwana — a tu brzeg cichutki
Nieochłodzony najlżejszym powiewkiem.
Ty nad przyszłością Romy dumasz sobie;
Myśl niespokojna targa twojem łonem:
Co Sery, Baktra, knuje tam na dobie,
I co się dzieje nad kłótliwym Donem.
Przyszły los mądrość zasłoniła boska
Czarnym obłokiem, a szydzi z wróżbita
Kiedy się nazbyt o tę przyszłość troska —
Ten najmądrzejszy, kto obecność chwyta.
Reszta zwyczajnym już toczy się biegiem:
Raz, niby rzeka ściśnięta w swem łożu
Spokojne fale, szereg za szeregiem
Śle, aż w etruskiem pogrąży się morzu.