Strona:PL Niemojewski Andrzej - Legendy.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szeroko oczy. Twarz mu poczerwieniała. Począł gwałtownie chwytać ustami powietrze. Otoczono go w najwyższem zaniepokojeniu. On siniał na twarzy, dając jakieś znaki trzęsącą się ręką. Jeden z kapłanów nachylił ucho do jego ust, a Jesse wyszeptał tchem ulatującym:
— Pojmać... Pismo!... Ząb za ząb!...
To były ostatnie słowa tego dziwnie dobrotliwego człowieka.