Strona:PL Niemojewski Andrzej - Legendy.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie, to krnąbrność, to zuchwalstwo, to zbrodnia! Jaką karę obmyśleć za to?
Klasnął na sługi i czekał. Ale nikt się nie pojawił. Klasnął tedy raz drugi i trzeci, a następnie wyszedł do przedsionka.
Natknął się na jednego ze sług; ale ten wytrzeszczył oczy.
— Jakto, panie, jesteś?? A my się trwożymy...
— Jestem, głupcze, przespałem noc całą, tylko wy nic a nic o tem nie wiecie. Rozpędzę was, wygonię, każę osmagać...
— Wola twoja, panie — odparł wybladły sługa.
— Przywołaj mi natychmiast poganiacza — krzyknął Joel.
Sługa nie ruszył się z miejsca; wytrzeszczał tylko coraz bardziej oczy na pana.
— Ruszaj-że niecny! — wrzasnął Joel i podniósł rękę.
Sługa odwrócił się i wybiegł.
Mijała chwila za chwilą. Joel niecierpliwił się. Nareszcie ruszył z przedsionka na dziedziniec.
Tu ujrzał owego sługę radzącego z innymi.