Strona:PL Niemojewski Andrzej - Legendy.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wnet też, z powodu ogromnego znużeniu, przymknął powieki i usnął. Spał zaś tak twardo, że żadne marzenie senne nie poruszyło jego myśli.
Zbudził się dość późno, siadł na łożu i począł rozważać.
Przypomniał sobie gdzie jest i gdzie był. Wędrował nad Jordanem, błąkał się przez las i doznawał wielkiego strachu. A to wszystko przez tego niecnego sługę. Trzykrotnie zapowiedział mu, iż go każe obiczować i trzykrotnie mu to darował. Ale nie odpuścił mu jeszcze owego długiego szukania przeprawy przez potok. A to było bardzo karygodne, gdyż Joel ze strachu bluźnił. Kto był winien tego bluźnierstwa, jeżeli nie ów niecny poganiacz? Żali go nie wywiódł na pokuszenie? Żali Joel kiedykolwiek w życiu bluźnił?!
Nigdy ohydne bluźnierstwo nie splamiło jego ust. A teraz?!
Począł go gniew ogarniać.
Przypominał sobie słowo po słowie, co niecny poganiacz odważył się mówić mu o owym nauczycielu i o opiece boskiej.
Toć on się wynosił nad niego, nad Joela, nad członka Synhedrionu!